Star InactiveStar InactiveStar InactiveStar InactiveStar Inactive
 
Jan Kowalski spotkał swego ojca przy kuflu piwa, na mieście. Pozdrowił go, przysiadł się i rozmawiali chwilę. Ojciec robił wrażenie zdenerwowanego, rozglądał się dziwnie dookoła, szybko dopił piwo i zaprosił syna do domu. Spodobało się to Jankowi - myślał, że opowie ojcu o wigilii spędzonej bez kielicha, ale grubo się pomylił. Ledwo zamknęły się drzwi wejściowe domu Janek usłyszał nawałnicę oskarżeń i dziwnych pretensji, które odnosiły się do jego zachowania na festynie miejskim. "Teraz mam wrażenie, że wszyscy - całe miasto patrzy na mnie", mówił pretensjonalnie ojciec do Janka. "Ja wypiłem swoją normę - dziesięć kufli i grzecznie przed północą byłem w domu, ty natomiast śmiałeś dyskutować z prezydentem miasta i całą radą, że kilku się pobiło, a dzieci piły po krzakach. Co tobie synu do tego! Narozrabiałeś, wstyd mi za ciebie przed ludźmi."
-"Mówisz do mnie jak alkoholik, nie jak ojciec. Prawdziwy ojciec cieszy się z dobra i szczęścia syna, ty natomiast pokazujesz, że moja trzeźwość jest dla ciebie zgorszeniem i wstydem przed ludźmi. To przecież picie jest wstydem i prowadzi do śmierci, trzeźwość zaś daje wolność i życie w obfitości. Kiedy jeszcze rok temu piliśmy razem wszędzie i o każdej porze, to wstyd ci nie było, że się zachowujemy, jak kundle bez rozumu." Ojciec chciał coś powiedzieć, ale burknął pod nosem niewyraźnie. 

Janek kontynuował: 

-"Ratunkiem jest Bóg, ratunkiem jest jego pomoc, która wyzwala od picia. Ja dobrze to zrozumiałem, ale dopiero wtedy, kiedy odstąpiłem od picia. Teraz pokornie proszę mego przyjaciela - Boga Ojca o wytrwanie w dobru. Ja również jestem alkoholikiem, jak ty ojcze, ale teraz wynikła różnica między nami. 

Ja jestem szczęśliwy, nie muszę pić dzisiaj. 

Ty musisz pić, aby przeżyć kolejny dzień."