Star InactiveStar InactiveStar InactiveStar InactiveStar Inactive
 
-zwodnicza wyobraźnia którą warto pokonać i przy okazji odnieść zwycięstwo nad sobą

Życie to wędrówka, droga przez wicher, który czasami staje się zwykłym wiaterkiem, innym razem ustaje, jednak z czasem dochodzi bagaż, lub jak nazywają go wierzący:krzyż.
Tym krzyżem- bagażem są ludzkie doświadczenia, ograniczenia, lęki, myśli, słowa i czyny.

Chociaż tytuł przewrotny, to tekst zdecydowanie o pokorze i pokonywaniu własnych ograniczeń przez godne doświadczanie życia.
Bez względu na poglądy czy wyznanie, a nawet będąc niewierzącym warto zmierzyć się z samym sobą.
Temu między innymi może służyć ekstremalna droga krzyżowa.
12 marca 2016 roku Polski Ośrodek Katolicki z Blackburn, po raz kolejny gościł pielgrzymów chcących wziąć udział w ekstremalnej drodze krzyżowej z Blackburn do Manchester. W tym roku jak dokładnie policzono było do przejścia 41 km., w terenie górzystym. Osobiście nie planowałam , a nawet wręcz nie zamierzałam wziąć na siebie takiego wyzwania. Jak widać jednak nasze własne plany często rozmijają się z rzeczywistością, i w dodatku wychodzi nam to na dobre.
A więc stało się!, i namówiona przez znajomego zdecydowałam się, i maszerując całą noc ( 12 godzin)przeszłam pieszo te 41km.
Szczerze dodam, że wcześniej nawet nie podejrzewałam że zdecyduję się wziąć udział w takim wyzwaniu, oraz że w ogóle dam radę przemaszerować pełen dystans.
Po prostu bałam się długości i trudu drogi nocą, a moja wyobraźnia podsuwała mi mętne obrazy nieludzkiego wysiłku, smętku, wyczerpania, wreszcie porażki.
Do ostatniej chwili walczyłam z myślą o wycofaniu się, jednak intencje, ambicja i chęć pokonania własnej niemocy zwyciężyły!
Czy było warto? Beż wahania odpowiadam tak, zdecydowanie TAAK!
Warto, i to bez względu na poziom rozwoju wiary, a będąc np. niewierzącym tym bardziej warto, choćby po to żeby pokonać własne lęki i ograniczenia.
Dla człowieka wierzącego droga krzyżowa to nie tylko forma poświęcenia, ale przede wszystkim terapii wzmacniającej ducha, a właściwie jest to nawet uczta duchowa, której owoce przychodzą w kolejne dni po przejściu drogi krzyżowej.
Zaraz po nocnym marszu najsilniej daje się we znaki ból nóg i pleców, oraz wielkie zmęczenie.
Jednak po odespaniu i dojściu do siebie zaczyna człowieka rozpierać radość i energia.
Przychodzi też rozumienie odbytych spotkań, zasłyszanych słów i opowieści innych uczestników drogi krzyżowej. Potem należy już tylko czekać na owoce i dary w postaci wypełniających się intencji.
Dla mnie osobiście darem były rozmowy i świadectwa, których miałam okazje wysłuchać i w pewnym sensie doświadczyć oczami wyobraźni.
Mimo że większość drogi szło się w milczeniu, to jednak były okazje do szczerych wynurzeń.
Największe wrażenie zrobiło na mnie świadectwo człowieka w średnim wieku, który opowiedział mi jak Bóg uwolnił go od choroby alkoholowej. Przypadkowy towarzysz drogi opowiedział mi swoje fascynujące świadectwo.
Zanim jednak do tego doszło, jak mi opowiadał, był już w takim stanie, że upijał się, a następnie odczuwał duszenie, które nie pozwalało mu oddychać. Mój nowy, przypadkowy/nieprzypadkowy?/ znajomy opowiadał, że modlił się, żeby móc złapać oddech, bo dosłownie czuł jak zły duch dusi go i przyciska do ziemi.
Ta opowieść była dla mnie tym bardziej niezwykła, że moją intencją podczas tej drogi była chęć pomocy przyjacielowi z podobną przypadłością.
Świadectwo tego człowieka upewniło mnie, że nigdy nie wolno tracić nadziei, i że z Bogiem wszystko jest możliwe.
Dzięki tej drodze bliżej poznałam ludzi z naszej Parafii, ale także wielu Polaków z innych ośrodków rozrzuconych wokół Manchester.
Ten nocny marsz, wcześniejsza wspólna kolacja/domowy żurek i ciasta/, wreszcie msza, trud, czytania, modlitwy i rozmowy zostaną we mnie na zawsze.
Mimo ogromnego trudu i zmęczenia, a także zarzekania się, że był to mój pierwszy i ostatni raz, już dzisiaj planuję wybrać się na ekstremalną drogę krzyżową w przyszłym roku.
Czuję się także w obowiązku podzielić tym doświadczeniem, a także polecić je, a nawet wręcz zachęcać do podobnego przeżycia wspólnej drogi.
Na uwagę zasłużyła także świetna atmosfera i perfekcyjna organizacja, w ramach której każdy mógł się poczuć nawigowanym przez same anioły, zarówno te z nieba, jak i te z Polskiego Ośrodka z Blackburn.
Dzięki Zbyszkowi Mogielnickiemu, Zbyszkowi Kaźmierczakowi, Jarkowi i naszemu przewodnikowi Arkowi, i wielu innym wolontariuszom i uczestnikom, którym w tym miejscu z całego serca dziękuję,-to była ekstremalnie niesamowita droga krzyżowa!
Dodam, że miłą niespodzianką okazało się huczne powitanie oraz wytworne śniadanie w Parafii Miłosierdzia Bożego w Manchester.
Na koniec wyjaśnię dlaczego napisałam w podtytule o zwodniczej wyobraźni?
A więc dlatego, że uświadomiłam sobie, że najbardziej bałam się tej drogi właśnie przez własną wyobraźnię. Rzeczywistość okazała się piękniejsza i łatwiejsza niż obrazy podsuwane przez umysł, który zawsze przegrywa z siłą ducha.
Czyż nie jest w życiu tak, że to właśnie nasz własny umysł zwodzi nas najbardziej?-no cóż na to pytanie niech każdy sobie odpowie sam!
Ja już wielokrotnie przekonałam się, że wyobraźnia może nas zarówno ciągnąć w górę, jak i w dół.
...tak więc warto słuchać swojego wnętrza, a nie dawać się zwodzić umysłowi, oraz własnej często wybujałej wyobraźni, która także jakże często potrafi nas zwodzić.

Joanna Dudzic