Star InactiveStar InactiveStar InactiveStar InactiveStar Inactive
 
    Wiosna, to okres, kiedy z niecierpliwością wyczekujemy zieleni. Chcemy jej na trawnikach, drzewach, krzewach, ale czy na włosach?
To dobre pytanie, na które spróbuję odpowiedzieć. Nie! Nie chcemy zieleni na włosach.
No to odpowiedziałem na pytanie artykułu, więc mogę kończyć.
      Ale nie wyczerpię treści tytułu, dlatego ciągnę myśl dalej.
      Jak to się dzieje, że robią nam się zielone, bagienne, czy khaki włosy?
      Z reguły mamy z tym do czynienia, przy przyciemnianiu włosów. Szczególnie wcześniej rozjaśnionych.
      Stara zasada fryzjerska mówi, że przy przyciemnianiu wychodzą nam chłodniejsze odcienie, niż się spodziewamy. Dlaczego? Bo pigmenty, z których zbudowany jest kolor, mają trzy podstawowe kolory: niebieski, czerwony i żółty. Pierwszy z nich jest najdrobniejszy, bardzo łatwo go wprowadzić do głębi włosa i bardzo łatwo z niego usunąć, stąd jest niestabilny. Czerwony ma średnią wielkość i też łatwo go wprowadzić do środka. Gorzej ma się sprawa z żółtym, który jak już jest we włosie, to pozostaje tam trwale, ale bardzo trudno wprowadzić nowy złoty odcień, co się tyczy szczególnie siwych włosów.
      Jak łatwo się domyślić, farbując włosy, które są jasne, czyli mają w sobie sporo złotego pigmentu, najłatwiej nam wprowadzić niebieski, który jest najdrobniejszy i to daje nam razem zielony. Bo żółty z niebieskim daje zielony. Łatwo się domyślić, że im mniej żółtego pigmentu, tym bardziej zieleń skłania się ku niebieskiemu. Stąd różne odcienie w tych kolorach.
      Jak zauważymy brakuje tu czerwonego pigmentu. Dopiero wprowadzenie tego koloru da nam w sumie pewien odcień brązu. Z lekcji plastyki, na których wszyscy uważaliśmy, wiemy że zieleń z czerwienią dają brąz.
      Czemu więc nie ma tego koloru w farbie?
      Nauczeni problemami z rozjaśnianiem, które są dokładnie na odwrót, to znaczy walczymy z usunięciem złota, ciągle uporczywie pozostającego we włosach, myślimy wciąż o schłodzeniu koloru. To samo się tyczy fryzjerów. Dlatego wybierając kolor do przyciemnienia sugerują się paletą kolorów naturalnych, lub schłodzonych. W nich jest dużo niebieskiego pigmentu i o ile w wypadku blondów dałoby to nam odcień chłodny, czyli pożądany, to przy przyciemnianiu działa zupełnie inna zasada. Skupiamy się tu na ocieplaniu koloru.
      Powtórzę: skupiamy się na ociepleniu.
      Czyli wybieramy cieplejszy odcień, niż byśmy chcieli.
      Profesjonalnie, nie przyciemnia się o więcej niż trzy tony w inny sposób, niż z zastosowaniem prekoloryzacji. Zabieg ten polega na nałożeniu pigmentu odpowiedniego do poziomu przyciemnienia na włosy. Kupuje się czysty pigment, inaczej nazywany korektorem. Miesza się go z ciepłą wodą, nakłada na włosy i suszy. Do przyciemnienia na jednak blond, stosuje się złoty pigment, dla ciemniejszych blondów pomarańczowy, potem zaś dla ciemniejszych czerwień.
      Co jeśli nie mamy dostępu do korektorów?
      Dobrze jest zastosować dwukrotne nałożenie farby. Nie jest to jednak proste, mechaniczne przełożenie. Należy zróżnicować wodę utlenioną i za pierwszym razem nałożyć z sześcioprocentową wodą, a za drugim z trzy, lub półtora procentową. Wiem, utrudniam, ale piszę jak jest i nie będę wmawiał nikomu, że droga na skróty ma sens. Zakupienie dodatkowej delikatniejszej wody utlenionej, nie jest wielkim wyczynem, a zmieni bardzo wiele w procesie.
      Tu należy zaznaczyć, że farbę należy nakładać na całe włosy około dziesięciu minut. Wynika to z tego, że pigmenty są malutkie i łatwo je wprowadzić do włosa, przez pierwsze dziesięć minut działania farby od momentu zmieszania. Potem, przez dziesięć minut pigmenty łączą się, puchną i tworzą duże cząstki, którym dużo trudniej wniknąć w głąb włosa, ale wprowadzone już tak łatwo nie uciekną.
      Kiedy jednak zmieszamy farbę wcześniej stracimy szansę na skuteczną koloryzację. Nakładając dłużej, również zwiększamy szansę na przebarwienia i miejsca niedofarbowane.
      Nakładając dwa razy, świeżo zrobioną mieszanką, czyli mieszam pierwszą, nakładam i dopiero mieszam drugą, daję szansę, na ponowne wniknięcie drobnych pigmencików w głąb. Co jest fajne, na pierwszych, już spuchniętych i dużych, zatrzymuje się ten drobny mały i dzięki temu tworzą one większe skupiska, dając trwalszy efekt.
      Więc plotkować przy nakładaniu można, ale robimy to na prawdę szybko.
      Tu się kończy nasz pośpiech i farbę trzymamy już spokojnie dwadzieścia minut do pół godziny. Nie dłużej, szczególnie nie sklepową, bo nam się zacznie przyciemniać, ale trzymamy. Bo kolejne, co farba robi po pigmentacji, to pielęgnacja włosów. Domyka łuskę, woskuje, dodaje budulca, który w między czasie, tak zwanym usunęła i takie tam.
      Dlatego warto farbę potrzymać dłużej. Sklepowe farby bywają progresywne i te im dłużej trzymasz tym bardziej przyciemniają. Takie profesjonalne farby jakich używam u siebie w salonie, nie robią tego. Działają koloryzacyjnie dwadzieścia minut i potem mogą sobie być na włosach.
      Wybierając farbę do przyciemnienia proszę sięgnij po cieplejsze odcienie, takie, które w oznaczeniu numerycznym mają 5,6 i 3. Te dadzą najskuteczniejszy efekt pięknych naturalnych odcieni.
      Chętnie rozpiszę się o prepigmentacji, ale to w następnym artykule, tak żeby szczegółowo wyjaśnić, jak ją stosować.
      Co jeśli stało się i już mamy zielone włosy? To warto zająć się wtedy robotą, a nie lataniem za chłopami i temu to służy.
      No dobrze, ale czasami trzeba za tymi chłopami poganiać, więc warto trochę wyglądać. Zresztą są sprawy pilne i ważne, i o ile praca jest ważna, to niewiele się w niej przez kilka dni zmieni, a facet jest pilny i może się już nie powtórzyć, szczególnie taki na jedną noc. Bo owe noce są niepowtarzalne.
      Na zielone włosy należy nałożyć czerwoną farbę. Nie zajzajer, najlepiej określoną cyframi „5”, co my fryzjerzy rozróżniamy jako mahoń. Farba z numerem „6”, też nie byłaby zła, ale lepsza będzie z piątką.
      Nie bójmy się i nałóżmy ją na włosy. Jak już wspominałem zielony z czerwonym, daje brąz i powinno być wszystko pięknie. Nie majstrujmy też tu przy farbie tylko wytrzymajmy półgodziny.
      Piszę ten felieton w salonie i właśnie wszedł najlepszy fryzjer ze Szczecina, Jacek Karolczyk. Facet doskonale tnie. O ile w Polsce sławę dzięki szkoleniom zyskała, słuszną sławę dodajmy Gosia Babicz z Krakowa, to Jacek Karolczyk to ten sam wysoki poziom.
      Cudownie jest poplotkować wspólnie o pierdołach, bo o fryzjerstwie mam nadzieję słowa nie będzie.

Slawekstawarczyk.com.pl